Leżałem sobie na grubej gałęzi mojego "drzewa widokowego", obserwowałem, czy nie dzieje się coś ciekawszego niż zwykle. Na dziedzińcu pałacu na wzgórzu nigdy nie było wiadomo co się wydarzy, ale dzisiaj nic wyjątkowego się nie działo. Dookoła mnie biegały wiewiórki, z nieba sypał śnieg, a w kierunku strażników pałacu podążała jakaś dziewczyna... Moment dziewczyna? Rzadko kiedy ktoś się tu kręci (oprócz służby wielmożnej 'królowej') No właśnie... Więc skąd tu ta dziewczyna? Widać, że była zziębnięta, chyba dużo podróżowała. Wydawała mi się sympatyczna, pomimo tego, że kaptur zakrywał prawie całą jej twarz. Gdy tylko ją zobaczyłem poczułem w środku jakieś dziwne ciepło... Przestraszyłem się tak, że prawie spadłem z gałęzi. NIGDY czegoś takiego nie czułem. Kiedy ja zamartwiałem się o mój stan fizyczny i psychiczny, dziewczyna znajdowała się już bardzo blisko bramy do pałacu 'królowej'. Uświadomiłem sobie wtedy, że 'królowa' NA PEWNO nie będzie na tyle miła, żeby ją ugościć. Nie chciałem, by zaraz na powitaniu usłyszała krzyki 'jej wysokości' o wpraszaniu się i kulturze osobistej (której według mnie bardziej potrzebowała 'królowa') Ja po prostu nie mogłem pozwolić, żeby tej dziewczynie stało się coś złego. To uczucie było jeszcze dziwniejsze od tamtego ciepła. Działo się ze mną coś dziwnego, ale jeszcze nie wiedziałem co.
Zerwałem się na nogi i poleciałem w kierunku pałacu. Ale było już za późno. Dziewczyna rozmawiała z jednym ze strażników, a kiedy doleciałem na miejsce brama była już zamknięta. Jeden z nich patrzył na mnie jak na idiotę, a przecież nim nie byłem (PRAWDA?), ja przecież tylko biegłem za nieznajomą dziewczyną, którą pierwszy raz widziałem na oczy. Racja Jack, kiedy mówisz to sobie w myślach brzmi to jeszcze bardziej wiarygodnie. Zanim ja prowadziłem ze sobą jakże mądrą konwersację strażnik podszedł do mnie i zapytał ciężkim tonem:
-Czego tu szukasz?- spojrzał też na mnie groźnie jakbym przyszedł tu z zamiarem wybicia minimum całej jego rodziny.
-Ja? No.. Bo ja... Zgubiłem tutaj..yyy... swojego kota? No tak, zgubiłem kota.-tutaj zrobiłem minę jakbym miał umrzeć z rozpaczy.
-Ojej!- Wzdrygnął się (to chyba był ogr)- Może pomóc Ci szukać? Pamiętam jak mój Pimpek gdzieś zbiegł...-wyglądał jakby naprawdę się wzruszył.
-Pimpek?- o mało nie wybuchłem śmiechem. Brzmiało to jeszcze dziwniej kiedy mówił to ogr! Jednak zaraz przypomniałem sobie, że ja przecież też zgubiłem pupilka.- Yyy... To znaczy... Ja poszukam tam.. gdzieś w krzakach- uśmiechnąłem się krzywo i ruszyłem szybkim krokiem w stronę najbliższych krzaków. Kiedy się obróciłem widziałem zdziwioną minę ogra.
Gdy strażnicy przestali się już mną interesować, a ja usadowiłem się w zaroślach, czekałem tylko aż sympatyczna dziewczyna wyjdzie z pałacu, bo przy takiej 'królowej' na pewno nie zostanie tam długo.