piątek, 29 maja 2015

Rozdział IV część II

...Potem usłyszałem tylko trzask łamanej gałęzi, po czym poczułem okropny ból z tyłu głowy. Leżałem na ziemi dobre kilka minut, kiedy usłyszałem głos:
-Hej, żyjesz ty tam?- Otworzyłem oczy, nie mogłem uwierzyć w to na co patrzyłem; to była Elsa z... RĘCZNĄ PIŁĄ DO DRZEWA! Ale to przecież niemożliwe, ona przed chwilą mnie... No masz, czyli to, co stało się przed chwilą to był tylko sen? Musiałem zrobić okropnie śmieszną minę, bo Elsa zachichotała. Sam bym się sobie nie dziwił, przecież nie codziennie budzę się (z pięknego snu...)
spadając z gałęzi, a potem widzę Elsę, która wygląda jak seryjny morderca. Ten dzień już zaczął się super. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie co właśnie zaszło; Elsa POCIACHAŁA MOJĄ GAŁĄŹ! Nie żebym był nerwowy, ale chyba zaraz ją uduszę... Wykonałem kilka gwałtownych ruchów, spojrzałem na Elsę, miałem nadzieję, że zauważyła, że nie jestem zadowolony z tej sytuacji. Policzyłem w myślach do 10 i zapytałem:
-Zdajesz sobie sprawę co zrobiłaś?!- Starałem się zachować spokój, ale było to dość trudne. -TO BYŁO MOJE DRZEWO I NAJLEPSZA GAŁĄŹ! JA TU PRZECIEŻ MIESZKAM!- Czułem jak robi mi się gorąco, modliłem się żeby przynajmniej pokazała, że jest jej przykro, bo do tej pory tylko krzywo się uśmiechała, ale nie widać było żeby była smutna. W tej chwili lubiłem ją i nienawidziłem zarazem, gdyby tego jeszcze było mało dopiekła swoją sytuację:
-Chyba mieszkałEŚ...- Pomimo jej bezczelności i urazy jaką teraz czułem, nie zabiłem jej na miejscu, po prostu odfrunąłem i usiadłem na najbliższym wzgórzu. TAK, miałem zamiar tam siedzieć, aż zła Elsa sobie pójdzie. Tsa.. Po 5 minutach już się nudziłem i zacząłem myśleć (wow, przecież ty nigdy nie myślisz Jack), przecież wczoraj kiedy rozmawialiśmy było tak miło... Ona nie mogła zrobić mi takiej krzywdy, przecież ona na taką nie wygląda (super argument), musiała mieć jakiś powód, chyba pierwszy raz od wieków wpadłem na taki genialny pomysł. Wróciłem do drzewa, a kiedy spojrzałem na gałąź leżącą na ziemi znowu zaczęło robić mi się gorąco. Zobaczyłem też Elsą siedzącą przy pniu, wyglądała na załamaną.
-Jeśli się teraz nie wytłumaczysz, będziesz umierać śmiercią długą i bolesną- Starałem się zachować poważną minę, ale ona uśmiechnęła się. Więc teraz mam 2 opcje albo zauważyła, że staram się ją rozśmieszyć, albo cieszy się, że wróciłem, bo mnie kocha i nie umie wytrzymać beze mnie ani chwili (sam nie wiem, jak wymyśliłem tą drugą opcję, chociaż byłaby dla mnie korzystna).
-Przepraszam- Zdziwiłem się i nie umiałem już na nią gniewać- Może nie będę udawać, ja... nie wiedziałam jak ci powiedzieć...
-Poczekaj... Nie wiedziałaś jak mi coś powiedzieć przez to pozbawiłaś mnie najdorodniejszej gałęzi mojego kochanego drzewa?
-Emmm... Tak jakby?
-Aha?- Zrobiłem najbardziej zdziwioną minę jaką udało mi się dotychczas zrobić
-Ja ci wytłumaczę, ale może lepiej jak zacznę od początku, bo wiesz jak byłam mała, to rodzice izolowali mnie od innych z powodów których nie mogę ci powiedzieć, a przynajmniej nie teraz... No i przez to proszę żebyś nie gniewał się na mnie, bo nie wiedziałam jak ci powiedzieć, a właściwie zaproponować, żebyś mieszkał razem z nami w pałacu- Niewinnie się uśmiechnęła
-Chcesz mi powiedzieć, że jesteś niestabilna psychicznie?- Wybuchnąłem śmiechem. Uznałem, że należy jej się za zniszczenie mojej własności, ale ona chyba nie doszła do tego samego wniosku, bo spojrzała na mnie ironicznie
-Czy ty mnie słuchasz? Zarejestrowałeś tylko to? Poza tym ja to ubrałam w ładniejsze słowa, czekaj ja w ogóle NIE JESTEM NIESTABILNA PSYCHICZNIE!- Patrzyłem na nią z najbardziej pewnym siebie uśmiechem na ustach. Elsa odwróciła się, a w miejscu gdzie stała zaczął gęściej sypać śnieg [powinienem se tym przejąć? przecież jestem Jack Frost, a on niczym się nie przejmuje] (chyba próbowała powstrzymać atak złości), po kilku sekundach znowu patrzyłem jej w oczy -Czy chciałbyś mieszkać z nami w pałacu?- Zapytała, a ja dopiero teraz zajarzyłem o co chodzi w tym pytaniu.
-Jeśli tak bardzo ci na tym zależy...- Teraz najbardziej liczyło się dla mnie by mieć ostatnie słowo, uniosłem brwi i spojrzałem na nią. Jednak ona teraz wydawała się nie mieć uczuć, a jej twarz była nieruchowa jak ściana, przez co nie czułem satysfakcji z rozmowy.
-W takim razie po południu możesz przyjść zobaczyć komnatę, Pozytywy: będzie na przeciwko mojej, negatywy: zawsze stoją przy niej 2 strażnicy- Uśmiechnęła się, chyba chciała mi dopiec, ale nie dałem tego po sobie poznać
-Tak jest madame- Ukłoniłem się lekko, tak jak to robią te wszystkie księżniczki, czy jakoś...
-Przestań- No w końcu zrzuciła tę swoją poważną maskę.
-Oczywiście madame.-No kurde Jack czy... Ekhem... Ja już idę, żeby komnatę... i .. no.. pa- Pierwszy raz użyła mojego imienia w zdaniu jest już jakiś postęp.
*********************************************************
Zostałem sam. Nie mam teraz nawet gdzie usiąść, przez tą całą sprawę z zamkiem zapomniałem się jej zapytać czy u tych niestabilnych to normalne niszczyć komuś dom. Usiadłem więc pod drzewem i patrzyłem na płatki śniegu sypiące się z nieba. Gdy się tak zastanawiałem wpadło mi do głowy, że może ona chciała zepsuć mi dom, żeby móc zaproponować mi mieszkanie w pałacu... O w mordę! Ja zgodziłem się na mieszkanie w pałacu?! Przecież to będzie piekło, nienawidzę jej cioci. No to się wpakowałem, ale przynajmniej będę blisko Elsy. Tak, ta wiadomość byłaby budująca, gdyby nie strażnicy, którzy podobno zawsze siedzą pod jej drzwiami... No cóż jakoś będę sobie musiał z nimi poradzić, jestem przecież Jack Mróz, poradzę sobie ze wszystkim...oby...

*********************
Miałam wstawić dłuższy rozdział? Mam nadzieję, że ten jest dłuższy :D Dziękuję za komentarze i wyświetlenia. Mam nadzieje, że rozdział się spodoba (pisałam go prawie cały dzień xd więc proszę wybaczyć jakieś literówki albo coś, które mogły się pojawić, dzięki :P) Miłego wieczoru/dnia :)

wtorek, 26 maja 2015

Rozdział IV

WSTĘP

Stałem przy bramie pałacu. Strażników, o dziwo, nigdzie nie widziałem. Elsa biegła w moją stronę, czułem to. Kiedy się odwróciłem chyba tylko centymetr dzielił mój nos od jej twarzy... Szczerze mówiąc to byłoby dziwne uczucie, gdyby to był ktoś inny, no ale TO BYŁA ELSA. Zapytałem:
-Heej.. Coś się stało?- Odsunąłem się trochę, ale ona przybliżyła się znowu
-No hej, wszystko w porządku- Patrzyła mi prosto w oczy. Chciałem zrobić jeszcze jeden krok w tył, kiedy poczułem, że opieram się o mury pałacu.
-To... O co chod..- Nie dokończyłem, bo Elsa przycisnęła mnie do murów i pocałowała w usta...
*************************************************************************
Możliwe, że myślicie, że nie wiem co oznacza weekend xd , ale na szczęście wiem i przepraszam, że rozdziału nie było wcześniej, ale miałam totalnie zawalony czas...Przepraszam też, że teraz jest tylko taki króciutki wstęp. Myślę nad dłuższym rozdziałem (a właściwie drugiej części tego) w najbliższym czasie i mam nadzieje, że teraz uda mi się to zrealizować xd Jestem chora, więc mam trochę więcej wolnego czasu :) Niektórzy może domyślają się o co chodzi we wstępie, ale ja nie chce wam nic zdradzać :P
Dziękuję za odwiedziny, miłego dnia c:

wtorek, 19 maja 2015

...

Przepraszam, ale w dzisiejszy wtorek (jak mogliście zauważyć posty zawsze były we wtorki xd) nie umiem myśleć i posta nie będzie... (właściwie to jest XD, no ale wszyscy wiemy o co chodzi) Szczerze mówiąc to tydzień temu cieszyłam się i miałam tyle pomysłów, ale jestem geniuszem, nie chciało mi się pisać i jedno wielkie 'G' z tego wyszło ;_; Podsumowując PRZEPRASZAM, rozdział będzie w weekend i postaram się żeby był dłuższy (jeżeli, oczywiście moja wena twórcza powróci...) Miłego dnia/wieczoru .-.

wtorek, 12 maja 2015

Rozdział III

Wróciłem do swojego drzewa. Usadowiłem się wygodnie i miałem nadzieję, że może kiedyś spotka mnie jeszcze okazja, żeby przynajmniej zobaczyć tę dziewczynę... Dzisiaj o dziwo los był dla mnie szczodry, bo kilkanaście minut po moim 'odejściu' dziewczyna wyszła z pałacu chyba na spacer. Przypomniałem sobie, że nie przedstawiła mi się, czyli mam jakiś powód, żeby ją zaczepić. Podbudowało mnie to, krzyknąłem "Hej!" i podleciałem do niej.
-O... Czeeść...- W powietrzu dało się wyczuć jedno wielkie zażenowanie...
-Wiesz, ja tylko na chwilę, bo ja ci się przedstawiłem, ale ty...
-Elsa- Usłyszałem odpowiedź na nie dokończone pytanie
-Oookeey... To ja już lecę..
-Nie, no czekaj- Zaskoczyło mnie to, po tym jak się wygłupiłem już kilka razy, ona każe mi czekać?- Zamieniliśmy jedno zdanie, nie uważasz, że to byłoby dziwne, gdybyś teraz poszedł? -Uśmiechnęła się, ale inaczej niż zwykle, tak jakoś bez zażenowania i ironii oh jakaś nowość...
-Noom, właściwie to byłoby to trochę dziwne -Włożyłem ręce do kieszeni i próbowałem zachowywać się naturalnie- No to...
-Jakim cudem ty latasz?- Padło pierwsze pytanie, nawet trafne. Opowiedziałem jej moją historię, o tym, że jestem strażnikiem marzeń. Rozmowa układała się dobrze i miło się z nią rozmawiało.
-No to może teraz powiesz coś o sobie?
-Nie mam zbyt ciekawej historii szczerze mówiąc- Uśmiechnęła się szeroko -Ale skoro Cię to tak ciekawi, to...
-To co..?- Ciągnąłem dalej
-No więc, kiedyś byłam królową...- Spochmurniała i zaczęła gapić się w ziemię, jakby zapomniała o naszej rozmowie
-Byłaś królową i..? -Zapytałem chyba zbyt dobitnie
-Wiesz co, ta moja historia na prawdę nie jest ciekawa- Spojrzała na słońce, a właściwie jego brak - Ojeju, ale późno muszę już wracać, bo ciocia będzie się niepokoić...
-Ciocia?! Królowa jest twoją ciocią? - Zacząłem się śmiać i przez to wprowadziłem znowu niepewną atmosferę
-Czy jest w tym coś dziwnego? -Zapytała z wyrzutem
-Nie, nie w ogóle, tylko nie spodziewałem się- Próbowałem zatuszować uśmiech na mojej twarzy
-Dziwi Cię to, że mam ciocię? - Powtórzyła pytanie i spojrzała na mnie groźnie
-Eh... Nie chciałem Cię urazić, ale ty jesteś... jakby to ująć miła? No, a królowa... - Uśmiechnąłem się porozumiewawczo, bałem się jak na to zareaguje
-O to ci chodzi...- Zauważyłem lekki uśmiech, który zaraz zniknął, tak jakby w ogóle go nie było- Ciocia czas... często ma zły humor, ale na mnie jeszcze nigdy nie była zła, więc mam szczęście, no dobra, bo się rozgadałam, muszę już iść, jest naprawdę późno- Zawróciła i przyśpieszyła kroku - Ja już ci nie będę zawracała głowy to cześć!
-Pa! Spotkamy się jeszcze?- Krzyknąłem, bo zaczęła oddalać się w nienaturalnie szybkim tempie
-No pewnie! Wpadnij rano, to pierwsze okno od lewej w drugiej wieży!- CZY ONA WŁAŚNIE POWIEDZIAŁA MI GDZIE MA POKÓJ?!
-Oczekuj mnie o 5 rano!- Chyba właśnie nauczyłem się tłumić uczucia (Teraz pytanie, czy to dobrze?)
-Nie dobudzisz mnie wtedy nawet wiadrem w wodą!- Głos był już tak przytłumiony, że nie chciałem się dalej droczyć. Ona chyba nie zna jeszcze moich możliwości, co do wiadra z wodą.
Tej nocy nie umiałem zasnąć; byłem tak strasznie przejęty rozmową z Elsą, ale w głównej mierze przepełniało mnie szczęście, przez które nie mogłem zmrużyć oczu. Patrzyłem w gwiazdy i marzyłem o poranku następnego dnia. Przyjdę do niej o tej piątej z wiadrem... Ciekawe jak zareaguje...
****************************************************************

Witam :) Tutaj autorka xd Mam nadzieję, że jak na razie rozdziały są okej, choć wydaje mi się, że akcja dzieje się za wolno, ale postaram się to zmienić :P Proszę o komentarze, jeżeli macie jakieś pomysły albo opinie to piszcie c: Dziękuję za wyświetlenia, miłego dnia :3

wtorek, 5 maja 2015

Rozdział II

...Ku mojemu zdziwieniu w ciągu 15 minut sytuacja się nie zmieniła; strażnicy stali na swoich miejscach, a brama pałac nie otworzyła się. Jakaś magiczna siła ciągnęła mnie do tej dziewczyny, po prostu musiałem tam wejść. Teraz zostawało pytanie 'jak?'. Ju się wkopałem... Czy nie wyglądałoby dziwnie gdybym szukał kota i nagle zachciałoby mi się wejść do pałacu olewając zwierzaka? Chyba jednak jestem idiotą (ale przynajmniej przystojnym idiotą ( ͡° ͜ʖ ͡°) ) Nie umiałem nic wymyślić, jedna wielka pustka w głowie. Hmm... Może stara dobra sztuczka z ruszającymi się krzakami? Rzuciłbym śnieżką gdyby nie patrzyli... Nie, to odpada. Ich jest przecież dwóch, czyli znając życie jeden i tak stałby przy bramie. Nie wiem co się ze mną dzieje, przecież zawsze miałem tyle pomysłów. Byłem na siebie zły; po kolejnych 15 minutach nic nie mogłem wymyślić. Miałem coraz większą nadzieję, że tej dziewczynie w końcu znudzi się pałac i raczy z niego dobrowolnie wyjść. No, minęło pół godziny, a ja jak kołek siedziałem w zaroślach i próbowałem coś wykombinować. "Dobra starczy"- pomyślałem. Postanowiłem obejść dookoła pałac i znaleźć jakieś nie pilnowane przez strażników okno, a w jamki celu to chyba łatwo się domyślić. Kiedy już sobie tak obchodziłem ten pałac próbując zachowywać się naturalnie i w miarę możliwości unikać wzroku ogrów, uświadomiłem sobie, że już właściwie zapomniałem jak wygląda nieznajoma, do której mnie tak ciągnie. Skupiłem się bardzo żeby choć trochę sobie przypomnieć, a kiedy odpuściłem (ZNOWU...), zauważyłem, że znajdowałem się w tych zaroślach, w których zgubił mi się kot. Nawet nie pamiętam jak przeszedłem koło bramy i straży, przecież na pewno mnie widzieli. Chyba właśnie stałem się totalnym idiotą. Rozpocząłem moją wędrówkę jeszcze raz, starając się być bardziej skupionym na pałacu i ograch. Jak można się domyślić zrobiłem sobie jeszcze kilka takich kółek z wiadomego powodu (No, bo przecież Jack Frost musi być najbardziej rozkojarzonym strażnikiem marzeń jakiego można sobie wyobrazić) Uwielbiam się za to...
*******************************************************************
W końcu wypatrzyłem 'wolne' okno i zaraz skorzystałem z okazji. Wpadłem do środka. Szczerze mówiąc nie pierwszy raz jestem w ten sposób w pałacu, ale strażników przy bramie nie miałem jeszcze okazji poznać. No tak, ale wracają... Na moje szczęście w korytarzu , do którego wleciałem ni kogo nie było. Obejrzałem się dookoła. To chyba jakiś nowy korytarz. Sufit jak u wszystkich był dosyć wysoko, ale na ścianach jakieś oszronione wzory. W żadnym w jakich byłem, nie było takich zawijasów. Zauważyłem, że wzory zaczynały się od schodów, a kończyły przy pewnych drzwiach. Były lekko uchylone. Chciałem zobaczyć co jest w środku, ale usłyszałem kroki. Szybko uniosłem się pod sam sufit i nie ruszałem się (a przynajmniej starałem się nie ruszać). To tylko dwoje strażników, ich akurat dobrze znałem; to Fred i Ed. Nie musiałem się niczym martwić to straszne niezdary, zawsze trzymają się razem. Weszli do pokoju z uchylonymi drzwiami. Usłyszałem damski głos:
-O!Witajcie. Coś się stało?
-Królowa chciała poinformować panienkę, że kolację już podano.
-Dobrze, zaraz przyjdę.- Strażnicy odeszli, a po kilku minutach z pokoju wyszła dziewczyna, przez którą się tu znajdowałem. Kiedy ją zobaczyłem, poczułem jak krew napływami do policzków i robię się czerwony. Długi blond warkocz opadał a jej plecy, a w błękitnych oczach można było dostrzec black gwiazdy polarnej. Była po prostu piękna. Z gracją przemieszczała się po korytarzu. Po chwili zatrzymała się, obróciła i popatrzyła na mnie... CHWILA, JAK TO OBRÓCIŁA?! Przecież ja jestem przy sufi... Ech... No tak, nawet nie zauważyłem, kiedy osunąłem się na ziemię i wgapiałem sięw nią jak kretyn. Zakłopotałem się, nie wiedziałem co zrobić.
-Cześć...- Powiedziała niepewnie -Co ty tu robisz?
-Ja...Ja to tak tylko... przypadkiem -Spojrzała na sufit, a potem jeszcze raz na mnie
-Przypadkiem? - Musiała  widzieć kiedy zjeżdżałem z góry
-No..tak, bo ja zgubiłem w okolicy kota i myślałem, że może, wiesz, gdzieś do sodka wszedł czy coś... -Nie ma to jak dalej ciągną kłamstwo i to jeszcze w taki nieudolny sposób.
-Ta... -uśmiechnęła się krzywo, ale nie ciągnęła dalej tematu -No to może zjesz razem z nami kolację? Jak Ci na imię?
-Jack Mróz, ale na kolację to nie, bo ja nie jestem głodny, znaczy jadłem już i ten... -Najgorsze teraz mogło być wpakowanie się na kolację do znienawidzonej przeze mnie królowej.
-No dobrze, to powodzenia w szukaniu
-Co?
-Mówiłeś, że zgubiłeś kota...
-A no tak, zgubiłem -Wykonałem kilka gestów, które miały usprawiedliwić mnie,że zapomniałem, ale nie wyglądało to chyba zbyt przekonywująco -To ja już... no.. lecę...
-No to pa -Uśmiechnęła się i odwróciła na pięcie.
Wyleciałem przez okno. Byłem na siebie wściekły. Jak można zmarnować TAKĄ okazję? Mogłem zostać na tej głupiej kolacji z tą durną królową. Choć właściwie, przecież tylko ja mogę tak zawalić, więc nie wiem co mnie tak dziwi... Teraz wiemy na pewno, że jestem TOTALNYM KRETYNEM...