wtorek, 5 maja 2015

Rozdział II

...Ku mojemu zdziwieniu w ciągu 15 minut sytuacja się nie zmieniła; strażnicy stali na swoich miejscach, a brama pałac nie otworzyła się. Jakaś magiczna siła ciągnęła mnie do tej dziewczyny, po prostu musiałem tam wejść. Teraz zostawało pytanie 'jak?'. Ju się wkopałem... Czy nie wyglądałoby dziwnie gdybym szukał kota i nagle zachciałoby mi się wejść do pałacu olewając zwierzaka? Chyba jednak jestem idiotą (ale przynajmniej przystojnym idiotą ( ͡° ͜ʖ ͡°) ) Nie umiałem nic wymyślić, jedna wielka pustka w głowie. Hmm... Może stara dobra sztuczka z ruszającymi się krzakami? Rzuciłbym śnieżką gdyby nie patrzyli... Nie, to odpada. Ich jest przecież dwóch, czyli znając życie jeden i tak stałby przy bramie. Nie wiem co się ze mną dzieje, przecież zawsze miałem tyle pomysłów. Byłem na siebie zły; po kolejnych 15 minutach nic nie mogłem wymyślić. Miałem coraz większą nadzieję, że tej dziewczynie w końcu znudzi się pałac i raczy z niego dobrowolnie wyjść. No, minęło pół godziny, a ja jak kołek siedziałem w zaroślach i próbowałem coś wykombinować. "Dobra starczy"- pomyślałem. Postanowiłem obejść dookoła pałac i znaleźć jakieś nie pilnowane przez strażników okno, a w jamki celu to chyba łatwo się domyślić. Kiedy już sobie tak obchodziłem ten pałac próbując zachowywać się naturalnie i w miarę możliwości unikać wzroku ogrów, uświadomiłem sobie, że już właściwie zapomniałem jak wygląda nieznajoma, do której mnie tak ciągnie. Skupiłem się bardzo żeby choć trochę sobie przypomnieć, a kiedy odpuściłem (ZNOWU...), zauważyłem, że znajdowałem się w tych zaroślach, w których zgubił mi się kot. Nawet nie pamiętam jak przeszedłem koło bramy i straży, przecież na pewno mnie widzieli. Chyba właśnie stałem się totalnym idiotą. Rozpocząłem moją wędrówkę jeszcze raz, starając się być bardziej skupionym na pałacu i ograch. Jak można się domyślić zrobiłem sobie jeszcze kilka takich kółek z wiadomego powodu (No, bo przecież Jack Frost musi być najbardziej rozkojarzonym strażnikiem marzeń jakiego można sobie wyobrazić) Uwielbiam się za to...
*******************************************************************
W końcu wypatrzyłem 'wolne' okno i zaraz skorzystałem z okazji. Wpadłem do środka. Szczerze mówiąc nie pierwszy raz jestem w ten sposób w pałacu, ale strażników przy bramie nie miałem jeszcze okazji poznać. No tak, ale wracają... Na moje szczęście w korytarzu , do którego wleciałem ni kogo nie było. Obejrzałem się dookoła. To chyba jakiś nowy korytarz. Sufit jak u wszystkich był dosyć wysoko, ale na ścianach jakieś oszronione wzory. W żadnym w jakich byłem, nie było takich zawijasów. Zauważyłem, że wzory zaczynały się od schodów, a kończyły przy pewnych drzwiach. Były lekko uchylone. Chciałem zobaczyć co jest w środku, ale usłyszałem kroki. Szybko uniosłem się pod sam sufit i nie ruszałem się (a przynajmniej starałem się nie ruszać). To tylko dwoje strażników, ich akurat dobrze znałem; to Fred i Ed. Nie musiałem się niczym martwić to straszne niezdary, zawsze trzymają się razem. Weszli do pokoju z uchylonymi drzwiami. Usłyszałem damski głos:
-O!Witajcie. Coś się stało?
-Królowa chciała poinformować panienkę, że kolację już podano.
-Dobrze, zaraz przyjdę.- Strażnicy odeszli, a po kilku minutach z pokoju wyszła dziewczyna, przez którą się tu znajdowałem. Kiedy ją zobaczyłem, poczułem jak krew napływami do policzków i robię się czerwony. Długi blond warkocz opadał a jej plecy, a w błękitnych oczach można było dostrzec black gwiazdy polarnej. Była po prostu piękna. Z gracją przemieszczała się po korytarzu. Po chwili zatrzymała się, obróciła i popatrzyła na mnie... CHWILA, JAK TO OBRÓCIŁA?! Przecież ja jestem przy sufi... Ech... No tak, nawet nie zauważyłem, kiedy osunąłem się na ziemię i wgapiałem sięw nią jak kretyn. Zakłopotałem się, nie wiedziałem co zrobić.
-Cześć...- Powiedziała niepewnie -Co ty tu robisz?
-Ja...Ja to tak tylko... przypadkiem -Spojrzała na sufit, a potem jeszcze raz na mnie
-Przypadkiem? - Musiała  widzieć kiedy zjeżdżałem z góry
-No..tak, bo ja zgubiłem w okolicy kota i myślałem, że może, wiesz, gdzieś do sodka wszedł czy coś... -Nie ma to jak dalej ciągną kłamstwo i to jeszcze w taki nieudolny sposób.
-Ta... -uśmiechnęła się krzywo, ale nie ciągnęła dalej tematu -No to może zjesz razem z nami kolację? Jak Ci na imię?
-Jack Mróz, ale na kolację to nie, bo ja nie jestem głodny, znaczy jadłem już i ten... -Najgorsze teraz mogło być wpakowanie się na kolację do znienawidzonej przeze mnie królowej.
-No dobrze, to powodzenia w szukaniu
-Co?
-Mówiłeś, że zgubiłeś kota...
-A no tak, zgubiłem -Wykonałem kilka gestów, które miały usprawiedliwić mnie,że zapomniałem, ale nie wyglądało to chyba zbyt przekonywująco -To ja już... no.. lecę...
-No to pa -Uśmiechnęła się i odwróciła na pięcie.
Wyleciałem przez okno. Byłem na siebie wściekły. Jak można zmarnować TAKĄ okazję? Mogłem zostać na tej głupiej kolacji z tą durną królową. Choć właściwie, przecież tylko ja mogę tak zawalić, więc nie wiem co mnie tak dziwi... Teraz wiemy na pewno, że jestem TOTALNYM KRETYNEM...

4 komentarze:

  1. SUPER!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! XD

    OdpowiedzUsuń
  2. U Jacka Frosta kot zmarłby w ciągu godziny XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety muszę się z tym zgodzić XD

      Niezalogowana: straznicy-marzen

      Usuń